


Mieszkamy sobie tutaj na wyspie Halsony w malutkiej miejscowości Seabovik.
Jest tu jeden plac zabaw, ale bardzo stary i niebezpieczny, wystają gwoździe, szkło leży na ziemi itd. Ponieważ jednym z pierwszych słów jakie powiedziała Natalka było właśnie "pa plas" i uwielbia tam chodzić i może godzinami zjeżdżać, bujać się i kopać.
Wyruszyliśmy więc wczoraj na ekspedycję :) w poszukiwaniu "pa plasu".
Przejechaliśmy całą wyspę ze skutkiem raczej miernym. W jednym miejscu znaleźliśmy zjeżdżalnie i kilka grzybów i nic więcej. W drugim zaś, bardzo blisko pracy Marcina jest drugi plac, okrutnie zdemolowany, ale chociaż bardziej bezpieczny niż u nas.
Zastanawialiśmy się czemu w kraju tak prorodzinnym nie ma porządnych miejsc dla dzieci. Wynika to z tego że wszyscy mają domy z ogródkami gdzie mają swoje prywatne place zabaw. A że są narodem skandynawskim i bardziej zamkniętym więc wolą siedzieć u siebie i nie wychodzić na publiczne place zabaw.
Myślę że Natalka bardzo tęskni za swoimi "pa plasami" przed domem i na Helu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz